Od kilku tygodni zbieraliśmy się w kilka osób z pracy na wspólny wyjazd rowerowy. Plany były różne, od Alp włoskich poczynając a na Pogórzu Wielickim kończąc. Ostatecznie stanęło na Przełęczy Klekociny koło Babiej Góry:

Jeszcze tydzień temu wiosna była upalna, ale dziś o dziwo prognozy się spełniły: spotkaliśmy w górach śnieg. Ale nie było zaskoczenia, więc każdy był odpowiednio ubrany.

No może tylko zjazd z Przełęczy Krowiarki w gęstej śnieżycy przy -1st zrobił wrażenie.

Korcił przejazd bardziej terenowy, ale szlaki górskie bardzo namokniętę, a wyżej w górach – pełne śniegu. Ostatecznie terenowa była tylko część przez Przełęcz Klekociny. Brakowało trochę słońca i widoków, ale i tak było super, a Babia po  raz kolejny pokazała, że potrafi dać w kość.





Dla mnie był to pierwszy prawdziwy przejazd terenowy na nowym rowerze, co skończyło się niespodzianką: po szybkim zjeździe kamienistą drogą przednie koło dramatycznie się scentrowało. Na szczęście jechałem z fachowcami – Tomek sprawnie wycentrował mi koło na tyle bym mógł jechać. Bez szaleństw na zjazdach, ale dojechałem.

Za to miłą niespodzianką było prywatne schronisko Zygmuntówka na Klekocinach – w Internecie pisali że dziwne, a jak dla mnie było ciepłe i sympatyczne. A herbatka z cytryną idealna.

Do tego gospodarz rozmowny – przekonał, że wariant z podjazdem pod pasmo
graniczne (żeby okrążyć Babią od słowackiej strony) jest nierealny z
powodu dużej ilości śniegu.


Na kierownicy miałem zamontowaną kamerkę. Jeszcze eksperymentuję z tą formą „notatek z podróży” i się uczę. W szczególności nauczyłem się, że mocowanie kamery może się poluzować (trzeba było wcześniej dokręcić to bym nie stracił większości terenowego zjazdu) a jak pada śnieg czy deszcz to osłonę obiektywu trzeba z wody wycierać 🙂