Dojeżdżamy firmowym Ducato do Nowego Targu, gdzie stajemy pod kościołem i zaczynamy drogę delikatnie – po płaskim do Czarnego Dunajca, a potem prosto na Tatry:

Droga przez Dolinę nie jest jakimś wielkim wyzwaniem, choć tylko Tomek zaparł się by dokładnie całą drogę wyjechać – fragmenty są kamieniste i strome. Ale generalnie było przyjemnie:

Już więcej emocji było przy powrocie – mój sztywny rower ciężko znosił szybki zjazd po kamieniach. Potem próbujemy chwilę jechać Ścieżką pod Reglami:

ale zaczyna trochę padać, tak że gdy w pobliżu pojawia się asfalt, to rezygnujemy z terenu i szybko wracamy do auta.


Wyjazd okazał się warto zapamiętania nie tylko dzięki miłemu towarzystwu, ale zupełnie przypadkiem, także dzięki fajnemu połączeniu – następnego dnia do schroniska na Polanie Chochołowskiej przyjechałem już nie na rowerze, ale na piechotę, żeby z kumplem pochodzić trochę. Połączenie roweru i chodzenia dało w w efekcie dziwnie mocny ból mięśni – pewnie zdezorientowanych zmianą aktywności.

A na podejściu pod Wołowiec zobaczyłem widok,

który zainspirował mnie do zorganizowania kolejnego wyjazdu rowerowego w te okolice: pod Tatliakową Chatę na Słowacji.