Ostatnio pogoda smętna. Niby można było od biedy jeździć do pracy na rowerze, ale zaczęło mnie ciągnąć za czymś odrobinę większym. Więc gdy zobaczyłem na ICMie prognozę, że deszcz kończy się przed świtem a potem ma być stopniowe rozpogodzenie, to na wszelki wypadek ustawiłem budzik na 4:00. Rano rzut oka za okno: chmury są, ale nie pada. Jadę! Kanapki, gorąca herbata do termosu, ręcznik i ciuchy do przebrania w pracy. I w drogę, tak by zdążyć na świt (4:39).

Ładnego wschodu słońca nie zobaczyłem – za dużo chmur, ale i tak jechało się doskonale.

Śniadanie po godzinie jazdy – w Proszowicach na rynku. A potem przepyszną drogą na Nowe Brzesko, Wisła, lasy i urokliwe łąki przy Drwinie i w końcu Mikluszowice, gdzie wjeźdżam w Puszczę. Tam mokro – wręcz pada z drzew, ale to mi nie przeszkadza – ścigam się ze średnią na liczniku, tak że do Niepołomic wjeżdżam z 23.6km/h. Potem bocznymi drogami pod hutę, ale przy skrzyżowaniu z Giedroycia oczywiście skręcam. Potem niestety błąd i zamiast pojechać łąkami pcham się pod skrzyżowanie z Klasztorną. Błąd bo nie tylko ciężarówki co chwila, ale i asfalt w ruinie. Potem już szybko przez ogródki działkowe pod Statoil na Jana Pawła i za chwilę jestem w pracy – tuż przed 9:00. Szybki prysznic i „cywilne” ciuchy – nikt nie zauważył, że trochę nietypowo dziś do pracy przyjechałem 🙂