Kliknąłem w Wigilę „join challenge” dla Festive500, zrobiłem w Święta dwie traski, starannie ciułam wszystkie kilometry z dojazdów do sklepów i pracy, ale do końca roku zostały 3 dni, a ja mam mniej niż połowę: 245km. Jak zabawa, to na całego: poniedziałek poświąteczny w pracy jest bardzo spokojny, więc bez problemu biorę urlop na wtorek i środę.

Pogoda zmieniła się bardzo: dużo zimniej (2-3 stopnie powyżej zera zamiast wcześniejszych kilkunastu) i od wtorkowego rana ma przyjść silny wschodni wiatr. Przez chwilę przychodzi mi do głowy piekielna myśl, by popędzić z wiatrem na zachód, po czym wrócić pociągiem. Ale zwalczam pokusę i wyznaczam na mapie trasę optymalną na tę pogodę:
Czyli wyjechać na tyle wcześnie by do lasu dojechać przed wiatrem, w Puszczy pokręcić się chwilę, odwiedzić Wzgórze Św. Jana i kładkę na Rabie w Mikluszowicach:

a potem z wiatrem zrobić 50km: doliną Raby z Bochni do Myślenic i potem przez Przełęcz Szklaną do Sułkowic. Od Sułkowic do Skawiny wzdłuż dolin – zbocza osłaniały od wiatru

tak że zimny wiatr w twarz za Skawiną i potem wzdłuż Wisły za Tyńcem, przyjąłem jako słuszną rekompensatę za dziesiątki kilometrów luksusów.

To był chłodny, szary dzień, ale paradoksalnie idealny na rower. Miałem satysfakcję że udało mi się zabrać z precyzyjnie wyliczonymi ubraniami: gdy było cieplej, to zmieściły się w małej (5l) sakiewce na bagażniku obok litrowego termosu, a gdy potrzebowałem (podczas jazdy pod zimny wiatr – zaczęły padać drobinki lodu a temperatura spadła do 0stopni), to było ich dokładnie tyle ile trzeba było. Po 162km dojechałem do domu, z chęcią zrobienia następnego dnia pozostałych do Festive500 96km.