Akurat w samym środku trudnego dla mnie czasu (głupie złamanie dużego palca u nogi uwięziło mnie w domu na ponad 2 tygodnie) napisał do mnie na messengerze nieznajomy. Z ciekawości sprawdziłem o co chodzi i zostałem bardzo przyjemnie zaskoczony: tym razem nie był to żaden spam, ale pasjonat z Poznania, Pan Adam Drogomirecki. Odezwał się do mnie, bo trafił w sieci na mój wpis sprzed prawie dekady, gdy pojechałem sobie wzdłuż Dłubni aż do jej źródeł. Dostałem pozdrowienia oraz całą masę wiedzy o tych okolicach.

Bo jak się okazuje, źródło Dłubni to nie jest (jak myślałem) jakaś podmokła łączka koło drogi. Oficjalnie uznawane źródło Dłubni jest nieco dalej i „było dawniej maleńkim stawem pośród kępy drzew, wśród łąk”.

A w ogóle tych źródeł jest kilka – dostałem od Pana Adama taką mapkę:

z opisem:

Przypuszczam, że na tak szczegółowe i wnikliwe zbadanie i opracowanie tematu źródeł Dłubni już nie natrafisz, więc je sobie zachowaj a jeśli zechcesz, wykorzystaj, pamiętając o mojej skromnej osobie. Nie byłbym sobą, gdybym nie odnalazł „wisienki na torcie” i nie dotarł do praźródła Dłubni, które zostało już zapewne zupełnie zapomniane, ale istnieje do dziś jeden fundamentalny dowód na jego istnienie a mianowicie staw do którego i od którego płyną wciąż podziemne, żywe cieki. Obserwuję ich obecność na wielu zdjęciach i stąd ta moja rekonstrukcja dodatkowego 5-go a w zasadzie pierwszego praźródła Dłubni, od którego zapewne wszystko się kiedyś zaczęło. Tak więc mamy 5 zidentyfikowanych źródeł w tym:

Nr 1. dziś podziemne, wypełniające do dziś istniejący staw,

Nr 2. płynące dawniej przez tereny gospodarstw w pewnej odległości od głównej drogi,

Nr 3. obecnie uznawane za właściwe,

Nr 4. naturalne, najdalej oddalone na północ u podnóża starego cmentarza,

Nr 5. na wpół naturalne, na wpół sztuczne, bo wykorzystujące rów i przepusty specjalnie utworzone wzdłuż północnego pobocza głównej ulicy w Jangrocie.

Przy znalezieniu praźródła Nr 1 pomogła mi analiza ukształtowania terenu, którego dzisiejsza forma została zniekształcona i częściowo zatarta przez rolnictwo i budownictwo Jangrotu. To spory uzysk wiedzy na ten temat, biorąc pod uwagę, że nie byłem w tych stronach i nawet nie ruszyłem się z domu. Czy każdy mógłby tą pracę tak wykonać, pozostawiam już twojej ocenie.

Właśnie odnalazłem mostek, który jest ostatecznym dowodem na istnienie wskazanego przeze mnie najważniejszego źródła Dłubni – praźródłam któremu nadałem Nr 1.

Żadne mapy, nawet na specjalistycznym portalu geologicznym nie wspominają o tym źródle i cieku od niego płynącego, nie wspominając nawet o ich uwzględnieniu na mapach. To naprawdę niezwykłe doświadczenie odkryć most nad Dłubnią kilkaset metrów powyżej jej oficjalnego źródła! Zapewne jak dotąd jako jedyny nadaję nazwę Dłubnia jej nigdy nie nazwanemu odcinkowi.

Z tej starej mapy dowiedziałem sie, że istniało czwarte źródło, które miało swój początek w pobliżu kępy drzew, która według tej mapy okazuje się dawnym cmentarzem. Że to źródło i wydajny ciek istniał dowodzi zachowany częściowo do dziś podział pól:

Adam Drogomirecki

Tak, Pan Adam zaciekawił mnie. Skłonił, by w tym mrocznym dla mnie czasie, zacząć myśleć o obejrzeniu wskazanych miejsc na żywo – żeby, jak tylko wrócę do życia, pojechać tam rowerem. Więc zacząłem planować – na początek przyjrzałem się mapom.

Na mapie Compassa – dosłownie nic:

Na opensteet jest źródło „nr 3”, oraz staw – jak oznaczył Pan Adam:

Najlepszą mapą okazała się geomałopolska – tam już nieco widać:

Czyli chyba na miejscu dam rady się zorientować – trzeba jechać.

A dlaczego Pan Adam jest tak ciekaw akurat źródeł Dłubni? Dał dobrą odpowiedź:

Jedno jest pewne – zawsze ważne były dla mnie ŹRODŁA – żródła wiedzy, wody, prawdy …wszystkiego. Wszystko inne jest interpretacją, fałszem, kłamstwem, albo co najwyżej domniemaniem.

Adam Drogomirecki

Dostałem też do poczytania pdfa o górnym biegu Dłubni, z którego Pan Adam wyciągnął sporo faktów na temat źródeł.

Fascynujące spotkanie. Niby to nie moje klimaty – ja raczej „chłonę” miejsca, zamiast wkopywać się w takie szczegóły, ale prawdziwa pasja zasługuje na uznanie.

Zostałem zarażony – prawdziwe Żródła Dłubni teraz i ja chcę odnaleźć 🙂


Wróciłem do życia, choć nie było łatwo – bezruch odnowił starą kontuzję kolana, co dało się we znaki bardziej niż złamanie. Po 15 dniach „więzienia” dosłownie potrzebowałem laski (zaimprowizowanej z kijka trekkingowego) by się jakkolwiek poruszać. I w takim stanie, jak tylko złamanie pozwoliło (albo nieco wcześniej…), spróbowałem wsiąść na rower. Bolało, bałem się, ale przejechałem 4.7km – może nie pomogło bardzo, ale nie było gorzej. Więc drugiego dnia zrobiłem 15km, a trzeciego – pojechałem do pracy. Cały tydzień dojazdów do pracy (i lekarzy!) po 35-45km – w sobotę uznałem, że mogę spróbować delikatnej stówki:

Jechałem w górę Dłubni w emeryckim tempie i stylu – niespiesznie, nie pomijając żadnej okazji do podziwiania widoków czy rzeczy wartych zobaczenia. W szczególności oglądałem starannie każde napotkanie źródło.

Pod koniec drogi uznałem, że kamieniste ścieżki to jednak nie na szosowe opony i odpuściłem szlak wzdłuż przełomu Dłubni, dzięki czemu do Jangrota zdążyłem przed wieczorem. I w pierwszej kolejności zacząłem poszukiwania „pierwotnego źródła”.

Najpierw oglądam ten „mostek” na drodze przez wioskę – nad niepozornym ciurkadełkiem, które po przepłynięciu pod drogą, najpierw płynie kawałek rowem koło drogi, a potem odbija na północ, w rów między domami, tak że na polach koło Jangrota łączy się z ciurkadełkiem wypływającym z głównego źródła:

Nie było jak szukać dalszego biegu ciurkadełka zaraz za tym domem, ale udało się znaleźć ścieżkę prowadzącą na pola nad drogą i tam już nie było żadnego śladu po potoku. Nawet wąskiego rowu – nic. Może wypływa wprost spod ziemi? Tylko nieco za domami, w zagłębieniu terenu – staw. Bez żadnego dopływu ani odpływu – taka duża kałuża. Pan Adam twierdzi, że ten staw jest zasilany podziemnym strumieniem – ze „źródła pierwotnego”. No to trzeba go poszukać:

Cóż, nic tu nie wygląda na źródło, ale skoro miało być podziemne, to jakby ok?

Źródeł „2” i „5” z mapki Pana Adama zdecydowanie nie widzę. Rozejrzę się więc w okolicach starego cmentarza:

Widzę wielkie pola, z ładnie rosnącym zbożem – nie ma jak pchać się dalej. Także nie przejdę stąd do głównego źródła, choć wydaje się tak bliskie. Cóż – od asfaltu przed Jangrotem widziałem odchodzącą jakąś polną drogę – spróbuję tamtędy:

Formalnie rzecz biorąc Pan Adam ma rację – nawet licząc tylko do domu przy drodze, południowa odnoga jest dłuższa niż to, co wypływa z oficjalnego źródła – więc w zasadzie za główne źródło powinno się uznać tamto południowe. Czyli źródło Dłubni to albo betonowa rura wyprowadzająca strumyczek spod domu i psiej budy, albo ten błotnisty stawek, albo po prostu „źródło podziemne”. To ja już wolę obecne oficjalne źródło – bo jest ładne 🙂


Zostało mi 1.5 godziny do zachodu słońca, a jechałem tu 6 godzin – w drugą stronę trzeba szybciej.

Szczęśliwie po tych moich wywczasach kolano wydaje się usatysfakcjonowane, więc mogę trochę pocisnąć. Jest w dół, z wiatrem, główną drogą – raptem godzinę zajmuje mi 30km do Zerwanej – fajne! Jeszcze tylko Masłomiąca, Więcławice, Wiktorowice, Zastów – i jestem w domu. Piękny dzień, a do tego wydaje się, że stówka to dla kolana była dawka optymalna.