Ostatni dzień wyprawy.

Mateusz już się niepokoi wyjazdem i nie chce jechać rowerem. Rozumiem i nawet się cieszę, bo upraszcza to nieco pakowanie – jego rower pakuję w plandekę już rano.

Lotnisko jest niby w zasięgu (100km do 15:00) i trochę korci by ostatniego dnia trochę depnąć, ale ostatecznie jadę grzecznie z grupą do Welwyn. Znowu „naturalna” droga prowadzi głównymi i przez duże miasto (Luton) – zamiast tego starannie planując z mapą, przejeżdżamy bocznymi.

Jest skwar, boczne drogi oznaczają podjazdy, ale fajnie tak się pożegnać z angielskimi krajobrazami. Zaskakująco wysoki jest podjazd pod „Bison Hill” koło Whipsnade (jest tam zoo i chyba w ogóle to dość atrakcyjne, poddlondyńskie miejsce),


ale najbardziej dają w kość podjazdy krótkie, ale bardzo ostre. Że podjazdy są w Walii to rozumiem, ale że pod Londynem?

W końcu ostatnia górka, pożegnanie z widokami i potem już wzdłuż rzeki, drogą do Welwyn.

W „Welwyn Garden City” pełna ludzi knajpa nad jeziorem, gdzie czekamy na Janusza przy lodach i hotdogu. Potem przejazd pod McDonalda 1km od lotniska w Stansted, szał pakowania (wrzuciłem rzeczy do przebrania do sakwy, która poszła na samo dno busa – cudem i dzięki pomysłowości Longina udało się ją odzyskać) i idziemy na lotnisko brzegiem ruchliwych dróg.

Lotnisko straszne: trochę w remoncie, tłumy ludzi, bezlitośnie przepychanych tak, żeby nie tworzyły się zatory. W szczególności do ostatniej chwili nie znamy numeru bramki, więc gdy w końcu się pojawia, to według komunkatów mamy 15 minut do zamknięcia i 8 minut drogi. W tym całym pośpiechu nawet się nie pożegnaliśmy z grupą – dopiero w samolocie Piotrek zadzwonił.

Lecąc nad Francją (chyba) widzimy jak pojawiają się chmury, a potem grubieją w gęsty dywan, tak że gdy wysiadamy, to w Polsce jest ok. 25 stopni chłodniej niż w Anglii. Dobrze być w domu.


W sumie: 12 dni w podróży, Mateusz przejechał 488 km (z czego równo 120km w ciągu 1 dnia!), ja 974 km.
Towarzystwo wyborne, Mateusz poradził sobie, pogoda zapewniająca wszelkie doznania, atrakcyjne okolice, było super!